Nalewka starego kawalera - takie cudowne określenie przypisano ratafii. Nie wiem czy nazwę zawdzięcza metodzie jej wykonywania ( dużo się nie napracujecie) czy składnikom. Niech was nie zwiedzie masa owoców, ładny kolor i cudowny zapach. Nalewka ma moc.
Tak więc jeśli macie już dosyć wekowania, smażenia konfitur lub nie chcecie dopuścić do popsucia się świeżych owoców, nastawcie ratafię. Zaczynamy :)
Ratafia zostawia nam sporą dowolność. Od nas zależy jak bardzo będzie słodka i mocna.
Ogólna zasada: owoce myjemy, usuwamy pestki, szypułki ( w zależności od dodawanych owoców) i zasypujemy cukrem. Kiedy puszczą sok przekładamy je do sporego słoika i zalewamy wódką ( ja zalałam spirytusem :) )
W moim słoiku wylądowały :
truskawki
agerst
czereśnie
czerwoną porzeczkę
płatki róży cukrowej ( miałam tylko kilka kwiatków, nie opłacało się robić marmolady)
cukier
spirytus
W ciągu lata dorzucę tam pewnie czarną porzeczkę, śliwki, maliny, jeżyny i inne owoce, których nie będę chciała wekować.
Każdą dokładkę zasypię cukrem i doleję trochę alkoholu (tak, by owoce zawsze były zanurzone)
Kiedy skończy się lato, lub zapełni się słoik zaktualizuję post :)
Teoretycznie powinnam odcedzić owoce, a do nalewki dolać ciemnego rumu, ale kto wie co będzie się działo...