Mam wakacje. Upragnione i już w większości zaplanowane. Mimo teoretycznie dużej ilości wolnego czasu trochę brakuje mi dnia na wyrobienie założonego planu. Stąd też ostatnio wkradła się trochę dłuższa przerwa na blogu. Obiecuję poprawę ;)
Moje wakacje to czas na wszystkie rzeczy, które w roku pełnym kolokwiów i zaliczeń odkładałam na bliżej nieokreślone ''potem''. Wierzcie mi, trochę się nazbierało...
Tak więc z przyjemnością nadrabiam zaległości książkowe, poluje na filmy, które zawsze chciałam obejrzeć czy spotykam się ze znajomymi. A w międzyczasie ścigam się z czasem. Bo co poradzę na to, że czarny bez tak szybko przekwita, a sezon na truskawki trwa tylko kilka tygodni. O tym niedługo na blogu...
I mimo, że bardzo lubię spędzać czas w Gorzowie brakuje mi trochę morza. Sama świadomość, że wystarczy 5 minut spacerem, by popatrzeć na zachód słońca działała kojąco. Ostatnie dni przed wyjazdem z Gdańska wykorzystałam bardzo intensywnie. Dziś zdjęcia jednego z takich wieczornych spacerów.
O tym, że nie wyobrażam sobie lata bez lekkiej, zwiewnej koszuli pisałam już jakiś czas temu. Moja kolekcja jest dość pokaźna, ale chętnie przygarnę kolejne sztuki.
Szorty goszczą w każdym zestawieniu letnich niezbędników. Nic dziwnego, świetnie sprawdzają się w czasie letnich upałów. Moje są ze mną już trzeci sezon. Kosztowały całe 8 złotych i pierwszy rok przeleżały w szafie (pokonanie swoich kompleksów / wymysłów może potrwać...).
Sweter, torebka i pasek to również łupy z lumpeksu, które gościły już wcześniej na blogu.