Jarzębina. Raczej nie spotykana w kuchni. Niektórym kojarzy się z cukierkami, inni mówią, że gorzka.
Ja proponuję przerobić ją na konfiturę, wytrawną, idealną do mięs i serów.
Zaczynamy od zebrania jarzębiny. Legendy mówią, że powinno się ją zbierać po pierwszych przymrozkach, bo traci wtedy swoją gorycz.
Żeby nie musieć konkurować ze szpakami zbieramy ją wcześniej i wkładamy do zamrażalnika. Po około 2 dniach jest porządnie zmrożona.
Kolejna legenda głosi, że trzeba ją jak najdłużej trzymać razem z gałązkami, również żeby pozbyć się goryczki. Tak też zrobiłam.
Po tym czasie najbardziej czasochłonna i upierdliwa czynność. Przebieram, przebieram, przebieram i po 10 odmrożonych palcach mamy następujący efekt :
Następnie przerzucamy wszystko do garnka i dodajemy :
- cukier ( ja dałam 750 gramów na 2 kg jarzębiny)
- cynamon ( 1 łyżeczka)
- papryka chilli ( 1 łyżeczka)
- sok z cytryny ( z około 2 cytryn)
- ocet balsamiczny ( 4 łyżki)
W czasie gotowania ziarenka jarzębiny rozpadną się,a całość ciemnieje.
Nie radzę próbować tego cuda na samym początku...
Odnosi się wrażenie , że wszystkie czary mary wykonane na początku, żeby usunąć gorzki smak nie miały sensu...
Po pewnym czasie wraz z gotowaniem goryczka przemija i można zacząć kombinować..
.
Ja większość konfitury przełożyłam do słoiczków, ale z części wykombinowałam takie coś : jarzębinowy winegret. Jutro przepis z jego zastosowaniem.